wpis dziewiąty: HALLOWEEN
Dlaczego już nigdy nie zjem drożdzówki z serem?
Od kiedy zakończyłam post dr Dąbrowskiej, minęły ponad 3 miesiące. Przypomnę, że w ciągu 40 dni jedzenia tylko warzyw i owoców schudłam 14 kg. Mój powrót do mniej restrykcyjnego żywienia nie był drastyczny, co tydzień dodawałam do jadłospisu kolejne grupy produktów. Postanowiłam natomiast na zawsze wyeliminować z diety gluten, laktozę i cukier. Dlaczego? Bo ich ograniczenie bardzo poprawia jakość mojego codziennego funkcjonowania, a dodatkowo często alergizują one organizm. Efekty diety są super, nie chodzę głodna, jem smacznie i kolorowo, a waga ani drgnie! Nie ma jojo!
Zaprzestanie jedzenia „złych” zbóż było relatywnie łatwe. Jest teraz wiele zastępników, w każdej piekarni można kupić pieczywo bezglutenowe, a placki z mąki kasztanowej są wyśmienite. Polecam też makaron z tapioki i kaszę gryczaną. Ogromną większość wiktuałów bardziej wyszukanych niż ryż kupić można w większym markecie w sekcji ze zdrową żywnością, są też świetnie zaopatrzone sklepy internetowe. Bycie bezglutenowcem w Warszawie to żaden wyczyn, każda knajpka ma coś dla mnie w jadłospisie, a jak nie, to bez problemu mogą zrobić jakąś podmiankę.
W dobie wszechobecnego weganizmu usunięcie z diety produktów zawierających laktozę to podobnie prosta rzecz. Mnie najbardziej brakuje mleka do kawy, piję więc albo to bez laktozy, albo to wytwarzanie z soi czy migdałów. W praktyce problematyczne staje się masło. Stołując się na mieście, sprawdzam składy dań, ale o maśle rzadko wspomina się w menu. Myślę, że bezwiednie zjadam je w małych ilościach.
Ograniczenie do minimum białego cukru w diecie wychodzi mi całkiem nieźle. Kiedy muszę słodzę miodem, a potrzebę jedzenia cukru zaspokajam bakaliami lub sokiem warzywno-owocowym, bo wyciskam go codziennie dla synka. Na czarną godzinę mam w lodówce 85% czarną czekoladę wysokiej jakości. Co prawda „może ona zawierać śladowe ilości” mleka czy pszenicy, ale wolę zjeść kosteczkę niż rzucić się na cukierki.
Pisząc o cukrze, powinnam także wspomnieć o moim podejściu do alkoholu. Prawda jest taka, że prawie wcale go nie pijam. Zwyczajnie nie mam na niego zbytniej ochoty. Ciąża i okres karmienia piersią oduczyły mnie okazjonalnej lampki wina do kolacji. Same plusy: nie tuczę się pustymi kaloriami, nie truję, nie przeżywam kaca no i mam więcej czasu dla synka.
Uruchomienie kreatywności kulinarnej bywa trudne na początku, a potem trochę z pomocą przepisów z internetu, jadłospis sam się układa z dnia na dzień. Ja już nigdy nie zamierzam wracać do jedzenia drożdżówek z serem😊. Czuję się super w swoim ciele, wchodzę w moje najciaśniejsze ubrania, świetnie śpię i mam ochotę realizować marzenia. Żyć nie umierać. No, ale włosów jak nie było – tak nie ma.
Kiedy lata temu podejmowałam starania, aby włosy odzyskać, przeszłam szereg terapii zarówno konwencjonalnych, jak i z zakresu medycyny alternatywnej. Można powiedzieć, że listę wyczerpałam. Jednym z wielkich plusów bycia doradcą w zakresie doboru peruk i systemów włosów jest to, że codziennie poznaję nowych, ciekawych ludzi, którzy dzielą się ze mną swoimi doświadczeniami. Opowiadają o lekarzach i znachorach, z których pomocy korzystają. Nie zawsze mam wyrobione zadnie na temat skuteczności określonych procedur, postanowiłam więc sprawdzić „nowości” na własnej skórze, a potem opisać moje spostrzeżenia na blogu. Nie liczę, że włosy mi odrosną w mgnieniu oka, ale możliwe, że uda mi się poprawić jakość życia i zrzucić ostatnie 5 kg potrzebnych mi do pełni szczęścia.
Moja teoria „powstawania” chorób z autoagresji jest taka, że dana jednostka ma pewną dziedziczoną predyspozycję do tej kategorii problemów zdrowotnych i to czy ten gen się uaktywni, zależy od tego czy zadziała „katalizator” uwalniający proces samo zwalczania. Mogą to być: zaburzenia hormonalne, silny lub przewlekły stres, pasożyty, sterydoterapia i alergie. Wierzę, że to stan zapalny organizmu spowodowany przez powyższe czynniki leży u podstaw chorób autoimmunologicznych takich jak łysienie plackowate, toczeń, hashimoto, RZS, łuszczyca, bielactwo itp. Nieleczona autoagresja może się pogłębiać. Coraz częściej spotykam osoby z dwiema lub trzema chorobami układu autoimmunologicznego. Prawie zawsze mają one problemy z rozmaitymi uczuleniami, które narastają z wiekiem. Reakcja alergiczna może być utajona, nie widzimy jej latami, nie ma wysypki czy kataru, ale organizm wciąż nie działa tak, jak powinien. Z czasem rozwija się więcej alergii i problemów zdrowotnych, a efekty mogą być drastyczne.
Idąc tym tropem, wczoraj odwiedziłam centrum medycyny holistycznej. Spotkałam się tam z miłym lekarzem, który zajmujące się sprawami alergii od 25 lat. Opowiedziałam moją historię i przystąpiliśmy do badania, na które z najpopularniejszych alergenów reaguję. Badanie jest o tyle ciekawe, że reakcję moje organizmu wskazuje wahadełko, które rusza się mniej lub bardziej intensywnie, kiedy zbliżymy je do mojego ciała. Okazało się, że gluten i laktoza mi szkodzą. Dodatkowo natomiast z diety powinnam wyeliminować jeszcze jajka i cały nabiał, a więc również śladowe ilości jedzonego do tej pory masła. Nie powinnam też pić mleka bez laktozy, a skupić się na tym pochodzenia roślinnego. Zamierzam więc uściślić mój sposób żywienia, jeszcze dokładniej studiować składy pokarmów czytając drobny druk, a potem przejść przez proces odczulania na te najbardziej szkodzące mi alergeny. Gdyby efektem była jedynie smuklejsza sylwetka i lepsze funkcjonowanie organizmu będę się bardzo cieszyć. Jak zaczną mi rosnąć rzęsy to będzie sukces. Zaczynam od jutra. Będę Was informować!